Dziś trochę o magii i to wcale nie dlatego, że pierwszy raz w moim długim, osiemnastoipółletnim życiu czytam Harrego Pottera (tak, wiem, żadne z was o tym nie pomyślało, to miała być tylko taka zabawna aluzja)!
Będę bowiem pisać o filmach cudownych, smutnych, uroczych i mądrych jednocześnie. O filmach, które w pamięci zostają na co najmniej kilka ładnych miesięcy. A w końcu o filmach... magicznych właśnie.
Bo krótkie metraże zdają się być dotknięte czarodziejską różdżką, a w dodatku jednym z największych magików w tej dziedzinie jest nasz rodak. Ale o tym później, zacznijmy od początku.
Od zawsze w cieniu
Początki tej formy filmowej nie były proste. Głównie dlatego, że puszczane były w kinach przed filmem głównym lub tuż po nim. Nie zwracały więc często ogólnej uwagi widzów, którzy przyszli na seans konkretnego, pełnometrażowego tytułu. Dzisiaj - o ile są już pełnoprawnymi, osobnymi kategoriami na międzynarodowych konkursach kinematograficznych - krótkie metraże także nie przyciągają takiego grona odbiorców jak filmy długometrażowe czy seriale. Dla tych, którzy te niskobudżetowce poznali, jest to zjawisko bardzo niezrozumiałe. Dlaczego?
Krótki metraż przeważa nad filmem pełnometrażowym
A przynajmniej w kilku sprawach. Bo - jak same nazwy wskazują - produkcje są krótkie, a przez to niewymagające dużego wkładu pieniężnego. Co to oznacza? A no to, że wielu twórców ma okazję spróbować swych sił w tej trudnej, ale i pozwalającej na wiele sztuce, nie inwestując w to takich pieniędzy, jakie pobrałby film długometrażowy. Poza tym, jej forma wymaga zawarcia treści w krótkim czasie (często około 5-10 minut), więc dostajemy taką kwintesencję umiejętności reżysera i nie "tracimy" na tm wiele czasu. Jakby było tego mało, filmy krótkometrażowe są często animacjami, więc treści te dostajemy pod płaszczykiem niewinnej i ładnej historyjki, w którą albo się zagłębimy, albo nie. W skrócie:
- maksimum treści w w krótkim czasie
- symboliczna i archetypowa forma zmusza nas do pewnych przemyśleń
- większa dostępność dla samych twórców
Powód do dumy każdego Polaka
Zachwycamy się wieloma filmami wojennymi czy komediami stworzonymi przez naszych rodaków, ale nie wiemy, że więcej pereł (i to - moim skromnym zdaniem piękniejszych) znajdziemy właśnie w filmach niskobudżetowych. Słyszeliście może o Tomaszu Bagińskim? "Nooo, tak, coś tak było z Wiedźminem, nie?" - ano. Ale Bagiński to geniusz przede wszystkim w krótkiej formie filmowej. Jeśli chcecie zobaczyć najpiękniejsze przedstawienie historii naszej ojczyzny ( Animowana historia Polski) - Bagiński. Najlepszy filmowy traktat o ludzkim życiu? (Katedra, Fallen art) Bagiński wychodzi naprzeciw! Jego filmów nie ogląda się raz, ani nie dwa. Bo obiecuję, że nie poznacie ich do końca! Musicie bowiem przyjrzeć się obrazowi, wsłuchać w muzykę i zrozumieć historię (opcjonalnie, ale pomijacie na własną odpowiedzialność!). Czemu piszę akurat o nim? Bo nie dość, że Polak, to właśnie on nauczył mnie miłości do gatunku i dzięki niemu piszę te słowa, on sprawił, że powstała na tym blogu seria "Interpretacyjnie" [klik].
Mamy więc w Polsce prawdziwego czarodzieja. Czarodzieja, który tworzy rzeczy piękne. Trudne, ale piękne. A skoro magię możemy odkryć w kilku minutach pięknych filmów, to czemu by tego nie zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz