http://kultusarnie.blogspot.com/http://kultusarnie.blogspot.com/p/o-mnie.html


piątek, 13 listopada 2015

Zidentyfikować. Namierzyć. Zlikwidować. - Frederick Forsyth "Czarna lista"

    Trochę mi zajęło, zanim zabrałam się za pisanie recenzji tej książki. Z wielu powodów. Po pierwsze, nie miałam pojęcia, co mogę o niej powiedzieć. Po wtóre - dopiero po czasie zmusiłam się, by tę książkę skończyć. Poddałam się bowiem około sto pięćdziesiąt stron przed końcem. Ale dałam radę i jestem z tego dumna. Dlatego odkładam na bok pracę nad porcelanową lalą, siadam przy komputerze z czekoladą i pomarańczowym sokiem i piszę. Wreszcie.

   Wydawnictwo Albatros niezwykle chwali Forsytha, nazywając go twórcą gatunku nazwanego "politycznym thrillerem spiskowym". Coś w tym rzeczywiście jest, lecz okazało się dokładnie jak myślałam - nie będę tym gatunkiem zachwycona.
Oczywiście moja opinia musi być jak najbardziej subiektywna, nie będę jej wystawiać oceny "zero" lub "jeden" tylko dlatego, że mnie akurat nie przypadła do gustu. Dlatego zacznijmy od krótkiego opisu fabuły.

Czas rzeczywisty to rok 2014. Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię łączy pewna sprawa - seria zabójstw, które okazują się nie być wcale przypadkowymi. Dokonali ich ludzie nawróceni na dżihad przez internetowego kapłana - Kaznodzieję. Trafiając na amerykańską Czarną listę staje się celem do odstrzału. Sprawą zajmuje się Kit Carson - Tropiciel. Pomaga mu geniusz komputerowy, Ariel, nastolatek z zespołem Aspergera.

Tyle jeśli chodzi o fabułę. Nie martwcie się, czytając poznacie życiorys każdego prawie bohatera, od dzieciństwa do czasu współczesnego. Nie muszę chyba wspominać, że była to ironia, bo robiło się to nużące, zwłaszcza że nie każdy fakt z przeszłości ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w bieżącej fabule. Ogólnie można by było spokojnie wyrzucić z tej książki dziewięćdziesiąt stron. O ile sam zamysł akcji i przedstawionej historii jest ciekawy, to sztuczne jej naciąganie samo zamyka oczy. Być może kogoś interesują niesamowicie szczegółowe opisy. Ja do tej grupy nie należę, wszystko ma swoje granice.

Oczywiście Frederickowi nie można zarzucać samych wad. Powiem szczerze, że znalazłam w niej całkiem sporo zalet. Na przykład retrospekcje. Ja je uwielbiam, choć nie zawsze były użyte całkiem poprawnie, bywało, że się gubiłam. Co w tej książce jest najlepsze i zachwyca nawet mnie, to genialne połączenie fikcji literackiej z realnymi wydarzeniami. To cudowne, jak gładko i sprawnie mogą się ze sobą splatać. Także nieoczywista fabuła, i niespodziewane zwroty akcji zasługują na pochwałę.

Plusy:
+ dobry pomysł na utworzenie fabuły
+ genialny splot fikcji i rzeczywistości
+ nieprzewidywalne zwroty akcji


Minusy:
- bardzo nudne opisy życia prawie każdego z bohaterów
- rozwijanie wątków niemających z samą fabułą wiele wspólnego (jeśli w ogóle cokolwiek)
- sztuczne i naciągane przedłużanie książki


Moja ocena:
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz